Najnowsza historiografia

Miał rację Kierkegaard, kiedy powtarzając koncepcje historii apologetów chrześcijańskich oceniał taką interpretację jako poganizm i „desperactwo”. Najnowsza historiografia eliminuje wolność Boga i człowieka i wyjaśnia wszystko przypadkowością i koniecznością. Już w młodzieńczym tekście Kierkegaard obnażył słabą stronę najnowszej historiografii celem rewindykacji miejsca dla Opatrzności chrześcijańskiej. Zarzuca heglizmowi, że eliminuje on sam problem historii, która przecież polega na „jedności, czyli syntezie metafizyki i przyczynowości”. Bardzo głęboko rozwija swoją myśl dalej: „Rzeczywistość metafizyczna jest osnową wieczną egzystencji, bez tej osnowy świat zjawisk uległby rozbiciu, a przyczynowość powoduje pojawianie się nieskończonej ilości wariantów; ta jedność z punktu widzenia Boga jest Opatrznością, a z punktu widzenia człowieka — historią”. Ta jedność metafizyki i przyczynowości przejawiająca się w dziejach ludzkości jest uwarunkowana samą strukturą jednostek: „Ta jedność metafizyki i przyczynowości zawiera się już w samym Ja, które jest podstawą osobowości. Uświadamiam siebie samego w pewnym momencie jako wieczną wartość, czyli konieczność Boską, moją skończoną przyczynowość (czyli, że jestem bytem zdeterminowanym, urodzonym w tym kraju i w tym czasie, jestem pod wpływem wszystkich zmiennych czynników). Nie należy przeoczać tego ostatniego aspektu, gdyż prawdziwe życie jednostki dokonuje się w apoteozie siebie, co nie wpływa na to, że Ja, puste i bez treści, opuszcza, by się tak wyrazić, niepostrzeżenie swoją skończoność, by się rozwiać i zatracić podczas dążenia do nieba, lecz że Boskość przebywa w tej skończoności i dostosowuje się do niej”.

Interwencja Boga, o której wzmiankuje przytoczony tekst, jest obszernie przeanalizowana w Dziełach i Diariuszach. Jeden z tych wyczerpujących tekstów powstał pod koniec życia; Kierkegaard przedstawia swoją „teologię historii” z chrześcijańskiego punktu widzenia na życie: „Bóg posiada tylko jedną pasję: kochać i być kochanym. Znajduje upodobanie w wynajdywaniu wszystkiego, aby być kochanym przez człowieka, jest rozrzutny w swej miłości. Oczywiście sam ciągle interweniuje i dysponuje wszystkim do tego celu. (…) Wyobrażam sobie Boga jako poetę i dlatego zrozumiałe jest dla mnie, dlaczego Bóg toleruje zło, plotki, nędzę, miernotę ludzką itd. Tak bowiem postępuje poeta w swoich utworach: pozwala, by pojawiały się… Ale jak wielkim błędem byłoby przypisywanie poecie wszystkich błędów i zdarzeń zawartych w jego dziełach oraz myśli tam wypowiedzianych, tak samo błędem byłoby uważać, że Bóg zgadza się na wszystko, co się zdarza. Przeciwnie: On zachowuje dla siebie swój osąd. Ale jako poeta pozwala, by zdarzyło się wszystko, co jest możliwe: jest obecny wszędzie, patrzy na wszystko i rozwija wszystko poetycko jakby w sposób nieosobowy, niczego nie preferując; jednak w innym znaczeniu jest obecny wszędzie osobiście i wprowadza zasadnicze rozróżnienie między dobrem a złem, między chcieć i nie chcieć tego, co On chce itd. Mrzonki Hegla, że rzeczywistość jest prawdą, równają się przypisywaniu poecie słów i czynów osób jego dramatu. Trzeba jednak dobrze zdawać sobie sprawę z tego, że to, co skłania Boga do takiego poetyzowania, nie jest żadnym kaprysem i igraszką, jak sądzili poganie. Absolutnie: to, co stanowi o całej powadze Boskiego działania, to kochać i być kochanym i to jest całą Jego pasją. Wydaje się, jakby Nieskończona Miłość była niewolnikiem tej pasji tak, że nie może nie kochać. Wygląda na to, jakby miłość Boga była bezsilna, podczas gdy jest przeciwnie — Jego miłość jest wszechmocna. Z tego też względu Jego miłość nie podlega zmienności”.

Już przed stu laty Kierkegaard znalazł się na dnie kryzysu, który po wstrząsie heglowskiej pseudoteologii miał zniweczyć wolność. Ten kryzys trwa nadal i, jakby jakieś prawo naszego czasu, zmierza ku radykalnej negacji transcendencji. Nasza kultura żyje, a raczej umiera z powodu tej negacji, afirmując wolność bez zobowiązań. W rzeczywistości wolność ta, pozbawiona podstaw, zapada się coraz bardziej w zaklęte kręgi, gdzie szuka oparcia we własnej nicości.