woman surrounded with sunflowers at daytime

Zagadnienie i tajemnica zła

Cierpienie, ból, ignorancja, perwersja, desperacja, niepowodzenia, upadki… i śmierć stanowią horyzont tego, co ludzkość nazwała, a raczej czego doświadczyła jako „problem zła”. Jest on pozostawiany na ogół na uboczu w tradycji filozoficznej Zachodu, która najczęściej wychodzi od bytu i dobra i natychmiast prawie zwraca się ku wiedzy i praktyce, by żyć i cieszyć się życiem, i tylko wówczas, kiedy to życie plącze się po zakamarkach, dostrzega zło, męczy się w przeciwnościach, desperuje w cierpieniu. Filozof najpierw widzi byt, znajduje upodobanie w kontemplacji nieustannego powstawania różnorodnych form bytu i rozwoju wolności w dziejach…, dopiero w obliczu kataklizmów natury (np. trzęsienie ziemi w Lizbonie, które tak poruszyło Voltaire’a ), w obliczu bezeceństw historii i jej głównych protagonistów widzi, że jest wplątany i uwikłany w zło i pyta za Plotynem: „skąd zło?”.

Pierwszy paradoksalny problem to pytanie, czy zlo rzeczywiście istnieje, czy nie jest jakąś zamaskowaną kategorią egoizmu utylitarnego człowieka, który uważa się za króla świata i sam przypisuje sobie jego prawa. Człowiek, sfrustrowany nadmiarem pragnień, nazywa złem niemożność zaspokojenia swoich żądz i ambicji.

W tym imponującym kontekście filozofii transcendentalnej, według której integralność bytu, pełnia doskonałości i radości należy do Całości, zło we wciąż odradzających się i niewyrzerpalnych postaciach zatraca wszelkie znaczenie, sprowadza się do przypadku i szczególnego epizodu, wymaganego do harmonii Całości: jest dysonansem uwypuklającym harmonię i umożliwiającym „przejście” między różnorodnymi fazami uniwersalnej harmonii Kosmosu.

Można by jeszcze śmiało dodać, że skoro zło jest przeciwstawione dobru, a nie pojmowane jako aspekt tegoż dobra w dynamizmie konkretnej egzystencji, jest tylko kategorią tak zwanej „złośliwej nieskończoności” — według heglowskiej terminologii; jest wynikiem egoizmu i resentymentu, wynika z chciwości i pychy, jest uroszczeniem czy hybris bytu, pragnącego być czymś więcej niż człowiekiem, co mu się nie udaje. Jeśli człowiek dosięga tego, co ludzkie, można by go rozważać w następującym kontekście: uznaje swoje granice, jak każdy inny byt, zatem zło, to nic innego, jak uświadamianie i przesuwanie granic dotyczących ciała i ducha. Chmura nie burzy się i nie protestuje, gdy prąd powietrza zamienia ją w wodę lub śnieg czy grad, woda wchodząca w obieg życia organicznego nie ma żadnego powodu do utyskiwania.

Te „oderwane” spostrzeżenia na temat problemu zła nie są rzecz jasna kompletne ani zadowalające; sygnalizują tylko, by się tak wyrazić, racje onto- logiczne, czyli, mówiąc dokładniej, skończoność ludzkiego bytu we wszech- świecie, wieczny cykl życia i śmierci, powstawania i zanikania, kolejność pomyślności i katastrof.

To wszystko jest wyrazem przygodności bytu i wolności człowieka, jest wyrazem konstytutywnej kruchości osnowy jego własnego życia prywatnego i społecznego, konfliktu indywidualnych i społecznych aspiracji. Cóż zatem dziwnego, że następują zderzenia, spory, rywalizacja…, a konsekwentnie katastrofy, cierpienia, klęski. Taka właśnie jest cena życia i walki o egzystencję, czego nikt uniknąć nie może — dlaczego więc tyle oskarżeń i narzekań?