Najnowsza filozofia przekracza różnorodne systemy, które różnią się tylko w sporze o miejsce, jakie pozostało po Bogu. Posłuchajmy, co w tym względzie mówi Dilthey: „Ani historia pragmatyczna, ani metafizyka nie mogą dać odpowiedzi odnośnie do istotnego problemu historii. Tajemnica historii i ludzkości tkwi o wiele głębiej niż można by sądzić. Zasłona tej tajemnicy opada, jeśli przyjrzeć się woli ludzkiej, zajmującej się wyłącznie sobą, przeciwstawiającej się sobie oraz zamierzeniom i celom przewyższającym ją: gdy się widzi ludzką inteligencję, jakkolwiek ograniczoną, dochodzącą do tego, czego człowiek potrzebuje, lecz czego nie zamierzał, ani nie przewidywał”. A jednak Dilthey nie dochodzi do konkluzji, lecz gubi się w estetyzmie i biologizmie. Dla niego religia to świadomość znaczenia i wartości życia… w duchu, który nie czyni siebie samego jakimś centrum. Centrum istnienia umieszcza we wszechświecie, wyczuwa pełnię i piękno wszechświata, który w ten sposób zostaje wypełniony miłością dla Boskiej przyczyny.
Dilthey myli się i to przynajmniej dwa razy. Jego teizm czyni z człowieka ośrodek całego widzialnego świata jako mikrokosmos i homo faber. Jednak odwołanie się do Boga i Jego Opatrzności dla wyjaśnienia natury i rozumienia toku wydarzeń w świecie ludzkim nie usuwa szczególnej przyczynowości, lecz ją suponuje: problem interwencji Boga w dzieje ludzkości jest łatwo zrozumialny i bynajmniej nie jest zbyteczny czy sprzeczny. Interwencja Boga zajmuje szczególne miejsce, jest zupełnie zgodna z naturą Boga i wcale nie koliduje z jakąkolwiek przyczyną ograniczoną, lecz raczej jest jej źródłem i gwarancją. Jak zjawiska w przyrodzie mają swe źródło w siłach przyrody, tak zdarzenia i procesy historyczne są uwarunkowane działaniem poszczególnych osób czy grup. Na przykład hellenizm był skutkiem wojen Aleksandra Wielkiego, a imperium rzymskie powstało w wyniku zmiany rządu republikańskiego, co było dziełem Juliusza Cezara itd. Te i tym podobne fakty historyczne przewyższają w swoich konsekwencjach osobowość bezpośrednich sprawców oraz ich zamierzenia. To ontologiczne przerastanie nurtu wydarzeń ludzkich wpływa na historyczną i filozoficzną świadomość i jest ważniejsze od bezpośredniego faktu zamierzonego przez człowieka. Skąd się bierze to przerastanie? Co właściwie kieruje historią? Co więcej: najnowsza historiografia, ograniczająca się do samych faktów czy też bezpośredniego czynnika historii i jej tworzywa, nie rozumie punktu dojścia historii tak samo, jak nie rozumie punktu wyjścia, którym jest indywidualna wolność, gdyż obwarowuje się uniwersalizmem. Usprawiedliwia wszystkie zbrodnie i przechodzi do porządku dziennego nad niesprawiedliwościami: osąd takiej historiografii polega na archiwalnym gromadzeniu wszystkich praktyk. Czy to wystarcza?