Teoria wielości gier językowych

Teorię wielości gier językowych często rozumie się jednak jako dotyczącą języków w tym sensie, w jakim mówimy o języku nauk empirycznych, moralności, religii itd. Choć bowiem takie czynności, jak modlenie się, błogosławienie, przeklinanie i dziękowanie trudno uznać za należące do języka przyrodoznawstwa, czynność stwierdzania można napotkać zarówno w języku nauki, jak też w języku religii. Sw. Tomasz z Akwinu niewątpliwie utrzymywałby, na przykład, że mogą istnieć i istnieją prawdziwe twierdzenia o Bogu. Innymi słowy, jeśli uznałby ideę wielości gier językowych, w sensie istnienia języków nauki, religii itd., musiałby twierdzić, że podziały między różnymi czynnościami językowymi mogą przebiegać w poprzek granic dzielących owe języki.

Nie trzeba chyba mówić, że sam Akwinata nie myślał w terminach teorii gier językowych, lecz raczej w terminach rozszerzenia języka potocznego na rozmaite dziedziny. Niewątpliwie uświadamiał sobie istnienie problematyki znaczenia, dotyczącej wypowiedzi o Bogu, dostrzegając, iż powstaje ona z rozszerzenia języka na mówienie o rzeczywistości transcendentnej, przekraczającej obszar adekwatnej konceptualizacji. Stąd jego teoria orzekania przez analogię z jej odróżnieniem „sposobu oznaczania”, który odzwierciedla nasze doświadczenie bytów stworzonych, od „tego, co oznaczane” czy też „od tego, do czego stosujemy nazwę”, co zaś przekracza pojmowanie ludzkie. Nie jest moim zamiarem sugerowanie, że teoria ta nie poddaje się krytyce. Zwracam po prostu uwagę na dość oczywisty fakt, że św. Tomasz myśli w terminach rozszerzenia języka potocznego na dziedzinę, w której nieuchronnie podlega on napięciom i przeciążeniom. Może się tedy wydawać, że dopuszczamy się jaskrawego anachronizmu, doszukując się w jego postawie teorii wielości gier językowych, szczególnie że teoria ta zakłada, z historycznego punktu widzenia, istnienie sytuacji, której nie było w średniowieczu, mianowicie tendencji do podniesienia języka nauk fizykalnych do rangi języka wzorcowego czy modelowego. W tej mierze, w jakiej idea wielości gier językowych stanowi reakcję na pozytywizm, jest ona zjawiskiem współczesnym, a pytanie, co powiedziałby o niej średniowieczny myśliciel, może z powodzeniem uchodzić za anachroniczne. Można powiedzieć, iż trudno, by owa idea mogła powstać w czasach, gdy teologię uznawano za główną naukę, zaś nauka w naszym sensie istniała jedynie w postaci bardzo szczątkowej.

Rzeczywiście prawdą jest, że teoria wielości gier językowych powstała dziś w sytuacji kulturalnej różnej od sytuacji św. Tomasza z Akwinu. A zarazem można wywodzić, że nawet w czasach Akwinaty istniała w rezultacie podstawa uznania istnienia wielości języków i że mógłby on z powodzeniem przyjąć ową mnogość, jeśli by mu całe zagadnienie wyraźnie przedstawiono. Weźmy na przykład medycynę, którą św. Tomasz opisywał raczej jako „sztukę”, niż jako naukę, tzn. jako coś, co posiada raczej praktyczny niż teoretyczny zamysł czy cel. Niewątpliwie można wątpić, czy średniowieczna medycyna była bardzo przydatna do leczenia chorób. Ale jednak istniała. A gdyby postawiono św. Tomaszowi pytanie o przynależność terminu „Bóg”, czyż nie mógłby przyznać, że należy do języka religii (oraz, w każdym razie w jego oczach, metafizyki), nie zaś do języka medycyny? Czyż nie byłoby to zgodne z jego poglądem na hierarchię nauk teoretycznych i praktycznych? A dalej, czy możemy naprawdę przypuszczać, że Akwinata znajdowałby jakąś nieprzezwycię- żalną trudność w uznaniu, że w języku nauki, którą uważał za główną, mianowicie teologii, utworzono znaczną ilość pojęć i terminów należących tylko do jej języka, a nie należących nawet do języka religii pierwszego stopnia. Faktycznie biorąc, nie mógł on myśleć w ten sposób. Jeśli jednak przedstawiono by mu owo zagadnienie, z pewnością mógłby zgodzić się na ideę wielości języków, nie będąc przez to zmuszony do dokonania jakiejkolwiek zmiany w poglądach, jakie wyrażają jego pisma.

Ten tok rozumowania wydaje mi się rozsądny. To znaczy, jeśli teorię wielości gier językowych rozumiemy jako odnoszącą się po prostu do oczywistego faktu, że użycie języka w różnych dziedzinach prowadzi do pojawienia się pojęć swoistych, które mają do spełnienia konkretne funkcje w jednym kontekście czy dziedzinie, a nie w innych, nie widzę powodu, dla którego św. Tomasz nie mógłby uznać tej teorii. Z pewnością natomiast, jeśli rozumiemy tę teorię tak, że wynika z niej, iż wszystkie rzekome twierdzenia o Bogu trzeba interpretować jako twierdzenia będące naprawdę czymś innym (np. twierdzenie, że „Bóg nas kocha”, trzeba interpretować jako imperatyw: „Kochaj drugiego ”), Akwinata nie mógłby jej uznać, nie odrzucając swego oczywistego przeświadczenia, że możemy tworzyć prawdziwe twierdzenia o Bogu jako obiektywnie istniejącej, ostatecznej rzeczywistości. Ale zauważyliśmy już, że św. Tomasz gotów byłby twierdzić, że podziały między różnymi czynnościami językowymi mogą przecinać granice dzielące różne języki, takie jak język religii, nauki itd. A jeśli zgodzimy się na to twierdzenie, sądzę, że Akwinata mógłby uznać ideę wielości języków, jeśli rozumielibyśmy ją po prostu tak, jak przedstawiłem.