Zdaniem Hegla, nasz byt osobowy osiąga swoją pełnię tylko dzięki państwu, i tylko państwu przysługuje organizowanie innych „form” ducha: religii, sztuki i nauki. Gdy się raz przyjmie spinozjańską jedność substancji, wówczas w sposób nieunikniony dochodzi się do „filozofii identyczności” i przy pomocy dialektyki eliminuje się problemy „stawania się”, a wtedy wszystko już jest jasne i uzasadnione. Jeśli prawda to całość historii, a prawo to zwycięstwo silniejszego, wówczas nie ma potrzeby stawiania jakichkolwiek pytań; nie ma żadnego rozziewu między „być” a „powinno być”, nie ma miejsca na żadne rewindykacje czy wzajemne oskarżanie się ze strony kogokolwiek, jednostka bowiem istnieje w obrębie gatunku i jest jego cząsteczką. Popatrzmy jak Droysen upowszechnia i wulgaryzuje Hegla: „Utyskiwanie nad niemocą i kruchością bytu ludzkiego ma raczej charakter pobożnego życzenia: jeśli każde stworzenie jest istnieniem gatunku i nosicielem pojęcia gatunku, wówczas historia jest pojęciem gatunku człowieka”. Zatem: absolutny historyzm, identyczność bytu i stawania się, człowiek-jednostka nie liczy się, gdyż jest czystą empirią skazaną na rozwianie się, a jej uroszczenie do ontologicznego bytu jest bezsensowne. „Jakżeż samotny, zagubiony jest poszczególny człowiek potrzebujący pokrzepienia w odczuciu swojej empirycznej skończoności, niemocy .i swojej małoduszności (…); i w tym to właśnie momencie zwraca się do bóstwa i szuka ustawicznie upewnienia się co do tego bóstwa.” Bóstwa winien człowiek szukać nie na tamtym świecie, lecz w tym świecie: „Równocześnie człowiek odczuwa, że jest nie tylko jednostką, lecz i elementem istotnym narodu i epoki, jest ogniwem wielkiego ciągu dziejów, napełniony i podtrzymywany wielką powszechnością, która jest źródłem jego moralności, a zarazem również powołany do udziału w wielkim dziele ludzkości” etc.
