Kierkegaard krytykuje nowoczesną moralność w następujący sposób: „autoafirmacja afektywna bez czynnika zewnętrznego i zobowiązującego jest niemożliwa i redukuje wszelki taki byt do iluzji czy do zwykłego eksperymentowania. Kant sądził, że człowiek jest sam dla siebie prawem (autonomia), to znaczy, że zobowiązuje siebie samego swoim własnym prawem. Takie postawienie sprawy prowadzi faktycznie, w najgłębszym sensie, do likwidacji wszelkiego prawa i do czystego eksperymentowania. Sytuacja będzie tym mniej poważna, im słabsze będą razy, jakie Sancho Pansa będzie sobie wymierzał. Niemożliwe jest, bym ja w sytuacji A był bardziej rygorystyczny niż w sytuacji B, albo bym pragnął takim być. Konieczny jest przymus, jeśli mam czynić coś serio. Jeśli zasada zobowiązująca mnie nie jest czymś wyższym od mojego Ja, wówczas ja sam muszę siebie samego zobowiązywać. Jakże zatem w sytuacji A mam być bardziej zobowiązany, jeśli nie chcę takim być w sytuacji B, skoro A i B są tym samym Ja”. „Przymus”, o którym mówi Kierkegaard, jest natury metafizycznej, a nie psychologicznej: wskazuje na zależność reguły ustalonej przez człowieka od prawa wiecznego i wiecznej prawdy oraz wyraża, że człowiek jest istotą dialektyczną tak daelce, że aby się uratować, winien być czymś więcej niż człowiekiem. Tutaj powstaje wymiar religijny, lecz wspomniany wymóg metafizyczny wyprzedza religię i do pewnego stopnia osądza i wartościuje samą religię.
Możemy pozwolić sobie na jeszcze jedną refleksję. Przyjmując metafizyczną treść natury człowieka uznajemy, że ciągle zmienia on swoje relacje w święcie, tak w odniesieniu do rzeczy, jak również w odniesieniu do ludzi: zmieniają się przecież obyczaje, instytucje społeczne i polityczne, zmieniają się zewnętrzne formy kultu religijnego, formy działalności religijnej, jak również stosunek religii do instytucji politycznych i społecznych. Co wobec tego mamy na myśli mówiąc o wiecznej i nietykalnej osnowie natury człowieka? Przede wszystkim afirmację duchowości duszy ludzkiej i godności osoby pozostającej w bezpośrednim stosunku do Boga, który zapewnia jej prawo wyboru formy życia prywatnego i publicznego według swego upodobania. Wymaga to nie tylko pewnej określonej formy życia zewnętrznego, identycznej dla wszystkich natury powinien podpisać się z całą stanowczością pod wypowiedzią protestanckiego teologa E. Brunnera: „Nie tylko cywilizacja i kultura zdecydowanie zależą od idei i uczuć religijnych, lecz przede wszystkim etyka. (…) Religia jest łonem rodzącym wszelką moralność i etykę. Świadomość tego, co sprawiedliwe i niesprawiedliwe, co dozwolone, a co niedozwolone, co nakazane, a co zakazane pozostaje w ścisłym związku z poczuciem sacrum”.
Byt ludzki może być nazwany historycznym właściwie dlatego, że posiada ducha i powoduje zmiany w otaczającym świecie: wymiarem jego nie tylko jako indywiduum (dostrzega się to częściowo również w rozwoju istot niższych), lecz również jako gatunku, jest czas. Byt ludzki podlega więc rozwojowi wewnętrznie oraz zmianom zachodzącym w instytucjach, formach społecznych, a także w sztuce, naukach i filozofii. Idealizm ograniczył się do afirmowania „historyczności” duchowego bytu i dlatego nie przekroczył sfery empirii utożsamiając zresztą verum z factum, prawo z siłą, pozostawiając zasadniczy problem stosunku jednej formy cywilizacyjnej do innych bez odpowiedzi.
Jeśli natomiast przyjmie się z chrześcijańskim realizmem ontologiczną konsystencję natury ludzkiej, wówczas wszelkie zmiany nie będą oznaczały niczego innego, jak tylko nową treść „stosunku wartości”; i dlatego duch zawsze jest w stanie zmiany te opanować i organizować, nadając temu wszystkiemu coraz to nowe formy. Jest on prawdziwym odzwierciedleniem wieczności w czasie, niezłomną energią zbawienia tego, co przemijające i kruche, co zjawiskowe i sprzeczne, jak to zobaczymy omawiając politykę i historię.