To, co się dokonuje na oczach obywatela, nie będzie nigdy ideałem — jakkolwiek niekiedy tylko skutki i częściowe programy bywają sprzeczne z interesami jednostki (człowieka, męża, ojca rodziny…) bądź też z interesami wszystkich jednostek; dlatego wskazałem na „niewspółmierność działania politycznego z wolnością jednostek.” Sytuacja ta powtarza się, w sposób odwrotny, w wielkiej polityce, w bezpośredniej działalności sprawujących władzę: konstatuje się więc niewspółmierność działania politycznego ze skutkami w życiu narodu i społeczeństwa. Oto metafizyczny węzeł wymagający przyjęcia czynnika transcendentnego.
Nie oznacza to jednak, że należy przyjąć jakąś religię: religia to osobista postawa człowieka implikująca praktyczne postępowanie, a zatem wolną decyzję i coś więcej aniżeli zwykłe uznanie ontologicznej transcendencji, co może być dopiero punktem wyjścia do przyjęcia religii, i co wnosi do religii określoną formę transcendencji. Znane jest powiedzenie Proudhona, że „u podłoża naszej polityki zawsze znajdujemy teologię”. Tak więc, w którąkolwiek stronę zwróci się świadomość ludzka — czy to w stronę bytu przyrody, czy w stronę swego bytu osobowego, czy też społecznego, wszędzie napotyka „dojście do kresu” stanowiące moment rozstrzygający, który pod innym względem, mianowicie z ontologicznego punktu widzenia, kiedy można mówić o transcendencji, wymyka się spod władzy jego świadomości.
Do odmiennego rozwiązania dochodzi filozofia współczesna, zapoczątkowana z takim ożywieniem przez Lessinga i romantyzm, kontynuowana przez Kanta, Herdera i ostatecznie rozwinięta przez Hegla. Zamyka się ona w całkowitej immanencji: liczy się nie jednostka, lecz naród, a historia jest życiem narodów i produktem „ducha kolektywnego” (Volksgeist), którym — jak powiada Hegel — jest ludzkość w najwyższym i najbardziej autentycznym .momencie. A jednak jest tylko jedna absolutna Prawda, natomiast narody i jednostki rodzą się i giną, pozostają po nich tylko ruiny. A więc prawda bytu jest w całości, w całej historii obejmującej wszystkie narody i wszystkie czasy. Jest to więc prawda polegająca na urzeczywistnianiu siebie samej, nie należy do żadnej jednostki, żadnego narodu i do żadnej epoki. Ta całość historii, rozumiana jako stawanie się, jest dla Hegla Duchem, natomiast pojmowana w swej absolutnej jedności — to pojęcie (Begriff), jedność wszystkich przeciwieństw. Automatycznie zatem znika sprawa jakiejkolwiek transcendencji, co więcej — jest pozytywnie wykluczona, ponieważ jest sprowadzona do niższej formy świadomości, do podmiotowości uczucia i wyobrażenia. „Duch — powiada Hegel — to jakaś indywidualność wyobrażana, czczona, pojmowana jako byt czy jako bóg religii; jest on przedstawiany obrazowo w sztuce, a pojęty i poznany w filozofii. Wskutek pierwotnej identyczności ich substancji, zawartości i przedmiotu, formy te nierozdzielnie łączą się z duchem Państwa: tylko z określoną formą religii może współistnieć określona struktura państwowa, a w tym Państwie tylko określona filozofia i sztuka” .