Ontyczno-ontologiczna analiza zła sprowadza je do samego bytu czy też do realizacji zróżnicowania i przeciwieństw i kończy na zanegowaniu samego zła przez odwołanie się do wymogów harmonii Kosmosu.
Jest to właśnie wyjaśnienie kosmologiczne uważające tak zwane zło za część organizmu wielkiej Całości (panteizm klasyczny) i za komponent naszego bytu, który polega na „bycie w świecie”, a tym samym na narażeniu się na konflikty, które występują w toku ciągłego stawania się i rozpadania. Uważa się, że człowiek, jak każdy inny byt, powinien „włączyć się w tę grę”, skoro już raz znalazł się na tym świecie i skoro czas związał go ze strumieniem przeznaczenia w sposób nieunikniony. Taka to jest „pociecha”, jeśli można tak powiedzieć, czysto formalnej filozofii, która istnienie sprowadza do esencji, człowieka do Kosmosu, jednostkę do zbiorowości całego wszechświata. Chodzi o „rację” dość wyraźną z chwilą gdy rozważamy świat i wszystko nie tylko „eksteriorystycznie”, lecz wszystko i każdy byt bierzemy w przysługujących im granicach. To wszystko oczywiście w sferze ontyczno-ontologicznej, czyli sferze ograniczoności, przygodności, w niepowstrzymanym toku zdarzeń.
Istnieje jednak właściwa sfera metafizyczna, niezależnie od tego, co myślą współcześni filozofowie. Według metafizyki, świat i człowiek nie sprowadzają się do „bycia tu” (Dasein), do prostego faktu bycia wyrażającego się w następstwie zdarzeń obserwowanych przez bezsilnego człowieka, za które jest do pewnego stopnia odpowiedzialny. Zgodnie z rozumem oraz najdawniejszą ludzką tradycją, przewijającą się przez większość cywilizacji, świat i człowiek są dziełem Boga, który jest Duchem nieskończenie mądrym i dobrym, źródłem tylko dobra w sposób najmądrzejszy. Skąd jednak zło?
Problem zła na tej płaszczyźnie rozważania pojawia się na najwyższym szczeblu: zło istnieje dlatego, że Bóg jest Dobrem absolutnym, a człowiek pragnie doskonałego szczęścia. Jeśli Bóg jest nieskończenie dobry, dlaczego stworzył taki świat, gdzie panoszy się zło zniszczenia i śmierci? Dlaczego stworzył taki świat, w którym wielbiciele Baala, zaplątani po uszy we wszystkie siedem grzechów głównych, chodzą bezkarnie, a nawet bywają nagradzani? Jeśli idzie o zło w przyrodzie, w sferze naturalnego życia przysługującego również człowiekowi, filozofia wydaje się być w stanie jeszcze coś powiedzieć. Faktycznie — Bóg stwarzając świat nie mógł pozbawić bytów ich ontolo- gicznego statusu, czyli „skończoności”, a wszystko, co jest skończone, wymaga rozwoju. Rozwój jednego bytu spotyka się i zderza z rozwojem innego bytu… i dlatego nic dziwnego, że zetknięcie się przyczyn rozbieżnych z jednej strony może wywołać radosne i pomyślne skutki, a z drugiej — może być powodem szkód, katastrof, ruin, chorób, śmierci. Jest oczywiste, że gdyby Bóg chciał, mógłby swoją wszechmocą udaremnić zło, mógłby tak urządzić porządek świata, by funkcjonował jak doskonały zegarek nacechowany leibnizowską harmonia praestabilita… tak, by nie występował żaden brak. Ale jest to, według wypowiedzi Kanta z innego kontekstu, „sen wizjonera”. Bóg stworzył świat, aby ten był sobą, czyli aby posiadał swoje skończone granice; zresztą doskonały porządek, tak zewnętrzny jak i wewnętrzny, doprowadziłby człowieka (jak to miało miejsce w filozofii monistycznej) do pokusy utożsamiania świata z Bogiem. Jest to uwaga trafna i uzasadniona, gdyż było wiele podobnych prób ze strony mechanicyzmu i determinizmu.