Żywotność jakiegoś dzieła to istotnie możliwość jego nieustannej aktualizacji, ale ta nie może się dokonywać poprzez nadawanie mu sensu obcego. Twórczość — tak, zdrada — nie. Zgoda na twórcze odczytywanie — ono jest wręcz konieczne. Ale niezgoda na niewiarę w możliwość powrotu do źródła, do samego dzieła w jego historycznym Sitz im Leben. Bo właśnie dopiero tekst odczytany w świetle swego Sitz im Leben, odczytany wiernie z jego pierwotną intencją, otwiera mi dzisiaj prawdziwie bogate i życiodajne złoża swych możliwości aktualizujących . Niezgoda więc na to, że się odczytuje tylko sens włożony przez samego siebie w dzieło, i że tylko taki sens jest do przyjęcia. Bo jeśli tym tylko jest dzieło, czym staje się podczas lektury, i tylko to przekazuje, co w nim publiczność znalazła, to ja, chrześcijanin, znajduję w Biblii nie Boga, lecz siebie, i jako ksiądz głoszę nie Ukrzyżowanego, lecz moją potrzebę zbawienia… Bo i w duszpasterstwie Kościoła istnieje takie niebezpieczeństwo „twórczej zdrady”, jak choćby szeroko (i z sympatią) omawiany przez Kamieńską przykład św. Augustyna, który w swoich kazaniach Enarrationes in Psalmos każdy psalm odczytuje alegorycznie: jako spełnione proroctwo chrystologiczne. Autorka zwie taką postawę intelektualizmem.
Nie o taki intelektualny, woluntarystyczny i ideologizujący subiektywizm chodzi mi tutaj. Chodzi mi o taki subiektywizm lektury, który jest wolnością, ale nie dowolnością. Wolnością interpretacyjną dzięki Duchowi, na którego się otwieram w świetle mego życia, ale nie dowolnością interpretacyjną — dzięki wierności rygorom naukowym, którym się poddaję i które sam stosuję (metoda historyczno-krytyczna). Tylko o takiej interpretacji subiektywnej — której wierność naszemu dzisiejszemu życiu rozpoczyna się od wierności sensowi pierwotnemu tekstu — mogę powiedzieć za Bultmannem, że jest obiektywna. I najbardziej obiektywna, bo tylko ten interpretator, który posiada osobisty stosunek życiowy do sprawy, o której mówi tekst, może ten tekst zrozumieć i przekazać.
I dlatego do kogoś tak osobiście może przemówić np. tekst Rdz 32, 23—32.
„Tej jeszcze nocy wstał Jakub i zabrawszy obie swe żony, dwie ich niewolnice i jedenaścioro dzieci, przeprawił się przez bród potoku Jabbok. A gdy ich przeprawił przez ten potok, przeniósł również to, co posiadał.
Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: „Puść mnie, bo już wschodzi zorza!” Jakub odpowiedział: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” Wtedy go zapytał: „Jakie masz imię?” On zaś rzekł: „Jakub”. Powiedział: „Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś”. Potem Jakub rzekł: „Powiedz mi, proszę, jakie jest twe imię?” Ale on odpowiedział: „Czemu pytasz mnie o imię?” i pobłogosławił go na owym miejscu.
Jakub dał temu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: „Mimo że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie”. Słońce już wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę.”
Przedziwna historia. Jakub, jeden z patriarchów izraelskich, wraca do brata swego Ezawa. Tego samego, którego podstępnie pozbawił prawa pierwo- rództwa i błogosławieństwa ojcowskiego (Rdz 27). Nic dziwnego, że jest pełen lęku i niepewności. I wtedy, nocną porą, ktoś mu zaszedł drogę i zmagał się z nim długo. Senna mara to, czy rzeczywistość? Kim jest ten ów przeciwnik? Ezaw, czy może…? Jakub wyczuwa, iż to niesamowite spotkanie to konfrontacja z Bogiem samym. I jest na tyle zuchwały, iż nie tylko z owym nocnym Gościem walczy, ale też wymusza na Nim błogosławieństwo. Wychodzi z tego spotkania pobłogosławiony, ale i napiętnowany. Nad utykającym Jakubem wschodzi słońce…
Korzenie tej historii sięgają głęboko do samych początków Izraela. Dlatego też tyle w niej tajemniczości i napięcia. Jeśli jednak Izrael tę niesamowitą historię zachowywał i przekazywał z pokolenia na pokolenie, to li tylko dlatego, iż sam się w niej odnalazł. Wiemy bowiem, że to, co nie miało znaczenia dla wspólnoty izraelskiej (później także dla pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej), przepadało w ludzkiej niepamięci, nie znalazło dostępu do Biblii (czy później Ewangelii). Znajdowały natomiast ten dostęp nowe doświadczenia, które rwały się i dochodziły do głosu. Jakie doświadczenia doszły tutaj do głosu? Każdy z nas zna takie momenty, kiedy się wokół nas ściemnia, a atmosfera się zagęszcza… Niektórzy znają to zbyt dobrze… Coś niepojętego, nieuchwytnego, strasznego, przerażającego spada na nas… W owej historii walki Jakuba nad potokiem Jabbok zachował Izrael wspomnienie faktu, iż w nocy, iż w grozie sam Bóg nas spotyka. Nie dał się Izrael zwieść owemu radykalnemu ukryciu Boga, stawił Mu czoła, zmusił Go do walki, złączył się najściślej z tym najserdeczniejszym Nieprzyjacielem. Wyszedł z tego boju z Bogiem naznaczony, poraniony, ale o ileż bogatszy… Człowiek dzisiejszy, który poprzez zalewające go ciemności woła do Pana swego i nie puszcza go, aż go Ten obdarzy błogosławieństwem i wschodem słońca, nie będzie czytał tej nocnej historii Jakubowej obojętnie lub z ironicznym uśmieszkiem…