Na przykład niechrześcijanin z powodzeniem może studiować wiarę i literaturę chrześcijańską i dowiadywać się, jak funkcjonuje język, choć język wiary „nie znaczy” dla niego tego, co „znaczy” dla prawdziwego wyznawcy. Może więc odczuwać skłonność do powiedzenia, że w pewnym sensie rozumie ów język, a w innym nie rozumie go. Może on wprawdzie myśleć częściowo lub nawet przede wszystkim o swoistych własnościach czy osobliwościach związanych z mówieniem o Bogu i Jego działaniu. Ale wątpię, czy ten aspekt zagadnienia jest szczególnie ważny. Problemy semantyczne bowiem powstające w związku z mówieniem o Bogu wyłaniają się nie tylko przed niewierzącym, lecz także przed wierzącym, i to nie wtedy, gdy ten rzeczywiście posługuje się językiem religii pierwszego stopnia, ale wtedy, gdy zastanawia się nad nim.
Wydaje mi się, że takie problemy mogą doskonale rozumieć obie strony, wierzący i niewierzący, w ten sposób, że mogą prowadzić inteligentną dyskusję, nie zmierzając koniecznie do rozbieżnych celów. Różnią się oczywiście o tyle, że wierzący rzeczywiście gra w daną grę językową, podczas gdy niewierzący, na mocy definicji, nie gra w nią. Jak już przyznałem, w pewnym sensie niewierzący, nie uczestnicząc w odnośnym sposobie życia, nie docenia tego, co ów język znaczy dla wierzącego. A zarazem jeden i drugi, gdy zastanawiają się nad językiem pierwszego stopnia, mogą uchwycić problemy semantyczne wyłaniające się z niego. A nie mogłoby tak być, jeśliby w pewnym sensie niewierzący nie był zdolny do rozumienia języka religii.
Niewątpliwie jest tak, że ludzie często mówią o przekonaniach religijnych czy odrzucają je, nie podejmując trudu ustalenia, czym naprawdę są dane przekonania oraz jak rozumieją je ci, którzy je podtrzymują. Ale rozumienie przekonania nie pociąga uznania go. W każdym razie tak właśnie przyjmujemy w innych dziedzinach, że mianowicie możemy zasadniczo rozumieć przekonania, nie uznając ich. A trudno mi pojąć, dlaczego dziedzina religii miałaby stanowić wyjątek. Czy język religii w ogólności, czyli w szczególności mówienie o Bogu jest tak odrębne, tak osobliwe, że mogą je rozumieć tylko ci, którzy aktywnie grają w tę grę językową? Jeśli tak jest, język religii jest oczywiście uodporniony na zewnętrzną krytykę. Ale wydaje się, że owa odporność na krytykę została osiągnięta kosztem komunikatywności. Język religii stał się wewnętrzną grą ograniczonego kręgu ludzi, której nie może zrozumieć nikt spoza owego kręgu. A my znaleźliśmy się w obliczu wątpliwego pojęcia języka, który nie jest ściśle prywatny, jako że może go rozumieć grupa ludzi, lecz który mimo to nie jest publiczny w tym sensie, że jest zasadniczo zrozumiały dla każdego.