Lektura franciszkańska

Charyzmat franciszkański trwa, chociaż Zakon (Tora, Prawo, Instytucja) okazał się — zwykłą koleją rzeczy — silniejszy od Ewangelii. Charyzmatu tego — tak żywego dzisiaj w świecie i w różnych wspólnotach, i nawet w samych zakonach św. Franciszka — nie można pojąć bez Franciszka, a Franciszka bez Jezusa i Jego Ewangelii. Atoli — jak przypomina franciszkanin T. Desbonnets — między Franciszkiem jako człowiekiem świeckim a Ewangelią i w ogóle Pismem Świętym istniały dwie bariery: 1) bariera Księgi i 2) bariera języka.

Ad 1. Biblia kosztowała tyle co koń (dzisiaj za fiata można kupić cały sklep biblijny na Nowym Świecie w Warszawie). Franciszek sprzedał konia w Foligno, ale Biblii nie kupił. Biblia to była własność i monopol duchowieństwa (dobre to były czasy!). A jej czytanie mogło narazić nie tylko duszę, prawa kościelne były dosyć groźne… Duo sunt genera christianorum — pięknie stwierdzał sławny Dekret Gracjana (istnieją dwie klasy chrześcijan).

Ad 2. Franciszek nie bał się jednak, on po prostu nie znał na tyle łaciny, żeby móc czytać Pismo Święte. Potrzebował pośrednictwa księży — i korzystał z niego. Na szczęście korzystał raczej w sposób wolny i krytyczny z tej egzegezy mocno alegoryzującej i moralizującej (czyli manipulującej). Gdyby bardziej księży słuchał, zakon by powstał, jeszcze wspanialszy, ale nie byłoby franciszkanizmu . Franciszek nie alegoryzował — on po prostu przyjął słowo Jezusa, sine glossa. A Jezus od razu wziął go za słowo…

Czyżby więc Franciszek uprawiał literalizm? czyżby był fundamentalistą średniowiecza? T. Desbonnets słusznie stwierdza, że lektura Franciszka nie jest dosłowna, naiwna, lecz realistyczna. I powołuje się na tekst tak zasadniczy dla Biedaczyny z Asyżu: „Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski” (Mt 10, 9—10). Franciszek nie zastosował się ad litteram tego tekstu, bo miast zrezygnować z drugiej szaty wdział na się jakiś wór nędzarza, a skórzany pas zastąpił sznurem, chociaż o tym w tekście mowy nie było. W ten sposób uniknął zaliczania go do klasy społecznej eremitów i ułatwił sobie znalezienie się na marginesie społeczeństwa. Nie jest to lektura podług litery, lecz ponad literą, a więc duchowa, podług Ducha. Dlatego też później pozwolił swoim braciom na noszenie sandałów wbrew literze Ewangelii. W realizacji śmiałego projektu prowadził go nie tekst na ślepo (na wyrywki) otwieranej przypadkowo księgi, lecz prowadził go Pan.

Ująłbym to tak: Franciszek nie brał Ewangelii dosłownie, lecz brał ją na serio. I jest to reguła wiecznie obowiązująca, zwłaszcza gdy chodzi o teksty i wymogi trudniejsze (Kazanie na Górze). Jakich się bowiem szuka pretekstów, by takich tekstów nie brać na serio? Mówi się, że są to wschodnie obrazy, niedzisiejsze metafory, a więc nie można dosłownie… I słusznie: orientalnej metafory, prorockiego obrazu nie można brać ad litteram: wyłupić sobie oko i nadstawić drugi policzek. Ale jak najbardziej dosłownie brać trzeba cały radykalizm wymogów Królestwa zawarty w tych i innych wezwaniach Ewangelii! Taki znawca Ewangelii i franciszkanizmu jak o. T. Matura (Polonus zza Oceanu, którego poznałem w… Taize) stwierdza, że wszystkie radykalne wezwania Ewangelii — radykalne, bo wzywające do nawrócenia i reorientacji w samych korzeniach istnienia — znalazły się w obu regułach młodej wspólnoty. I że wezwania owe zostały zrozumiane i zastosowane w ich autentycznym sensie, takim, jaki wydobywa z nich współczesna egzegeza. Brak tam absolutnie jakichś kontrsensów czy akomodacji. Pozostać prostymi wobec Księgi — to chyba lektura franciszkańska Biblii?

Inny syn św. Franciszka, A. Rotzetter, przyznaje, iż Poverello i jego bracia zachowywali Ewangelię dosłownie, co im pozwoliło przeżyć doświadczenia zupełnie nowe. A są to doświadczenia samego Jezusa i Jego uczniów: ubóstwo całkowite i wędrowny radykalizm. Właśnie ich praktykowanie wprowadza już — choćby ze względów socjologicznych i psychologicznych — w sytuację paralelną, w której człowiek uczestniczy w doświadczeniach Jezusa i która — wzajemnie — pozwala odkryć, czym były te doświadczenia Jezusa. Ale tenże autor zgadza się, że mimo iż Franciszek starał się postępować ściśle podług wskazówek Ewangelii, to jednak jego stosunek do Pisma Świętego żychiewiczowskie i antybrandstaetterowskie) z jego testamentu, które przytoczyłem jako motto innego artykułu: „A wszystkich teologów, i tych, którzy nam podają najświętsze Słowo Boże, powinniśmy szanować i czcić jako tych, którzy nam dają ducha i życie”.