Ani antropomorfizm, ani agnostycyzm

Kasjan mówi nam o mnichu Serapionie, który przyzwyczaił się do przedstawiania sobie Boga pod postacią ludzką (zgodnie ze słowami Biblii: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam”) i tak dalece pogrążył się w swoim błędzie, że postanowiono wreszcie z tego błędu go wyprowadzić. Wówczas jednak zalał się on łzami i upadłszy na ziemię pełen żalu wołał: „O biada mi, biada! Odebrano mi mego Boga! Cóż teraz ze sobą pocznę? Kogóż mam wielbić? Do kogo się zwrócić? Zupełnie nie wiem” ‘. Jest to najbardziej bezkrytyczna postać antropomorfizmu. Widzimy go tu bez żadnych osłonek i stwierdzamy całą jego naiwność; któż mógłby obstawać przy idei Boga, który byłby jedynie człowiekiem wyniesionym ponad wszechświat i obdarzonym niezwykłą mocą, by nim rządzić? Taki antropomorfizm jednak, choć w postaci bardziej zamaskowanej, pojawia się często w potocznych wyobrażeniach i nawet po usunięciu z wyobrażenia Boga wszelkich cech cielesnych przypisuje się Mu nieraz nadal sposób bycia, działania, uczucia takie same jak u człowieka. Kiedy na przykład Camus stwierdzał, że gdyby Bóg istniał, nie można by Mu było wybaczyć [tego, co się dzieje w świecie] , w gruncie rzeczy twierdzenie takie znaczyło, co następuje: gdybym się znajdował w roli Boga i stworzywszy człowieka nie spełniłbym natychmiast wszystkich jego pragnień życia i szczęścia, miałbym ogromne poczucie winy. Umieszczanie się w roli Boga to postawa typowo antropomorficzna, świadczy ona bowiem o nieuświadamianiu sobie tego, że Bóg jest Kimś Całkowicie Innym, że znajduje się On ponad całym światem i że, co za tym idzie, żadna istota z tego świata nie mogłaby, bez popadnięcia w sprzeczność, w takiej roli występować. Gdy stwierdzamy istnienie Boga przyjmując za punkt wyjścia byty dane nam w doświadczeniu, stwierdzamy równocześnie, że nie jest On podobny do żadnego z nich.

Czyż jednak nie byłoby wówczas rzeczą najrozsądniejszą, jak twierdzą niektórzy, wyznać, że niczego o Bogu nie wiemy i ograniczyć się tylko do tego, co rzeczywiście możemy poznać, to jest do bytów tego świata i do samego człowieka? Jest to agnostycyzm, którego skrajną odmianę reprezentuje w naszych czasach omawiana w referacie o. O’Neilla radykalna teologia tak zwanej „śmierci Boga”. Istnieją zresztą również mniej jaskrawe i chyba mniej konsekwentne, choć w gruncie rzeczy nie mniej negatywne postaci agnostycyzmu. Jest to decyzja, by nie poświęcać uwagi żadnym kwestiom odnoszącym się do Boga i do naszych relacji z Bogiem, ponieważ są to zagadnienia nie dające się rozwiązać i których należy poniechać na rzecz przedmiotów danych nam w świecie doświadczenia, jedynych, jakie są na miarę człowieka.

Agnostycyzm nie chce być ateizmem; jest on raczej rezygnacją intelektu wobec zagadnienia istnienia Boga, które uważa za niemożliwe do rozstrzygnięcia. Problemu istnienia Boga nie można jednak tak łatwo pominąć; skoro umysł cofa się przed otwartą negacją Boga, to dlatego, że w głębi siebie samego nadal Go afirmuje, a sam fakt afirmacji Boga świadczy, że przyznajemy, iż można Go poznać. Zapewne wielu ludzi praktycznie wyznaje agnostycyzm, i to nawet ludzi intelektualnie aktywnych i twórczych. Niemniej agnostycyzm jest stanowiskiem nader nierozumnym, ponieważ stwierdza, że Bóg jest niepoznawalny, akceptując zarazem Jego rzeczywiste istnienie. Konieczność afirmowania Boga i afirmowanie Go jako istniejącego rzeczywiście wiąże się nieuchronnie z możliwością dowiedzenia się czegoś o Nim. Obecnie zajmę się zagadnieniem, jak można się czegoś dowiedzieć o Bogu.